Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jaśni? Żyjąc często w osamotnieniu myśli, mówiłem sobie w chwili nagłego owładnięcia jakąś pewnością — Skądżeby się wzięła, gdyby we mnie nie tkwił zwycięzca (bóg przyszłości)! — Potem jednak, widząc innych ludzi i całe narody owładnięte również innemi, sprzecznemi pewnikami, szaloną wiarą w ojczyznę, religję, sztukę, naukę, ład, wolność, aż do wiary w miłość, gdzie się wyczerpuje życie ślepe i szalone... nie mogłam się zdobyć na tyle próżności, by sobie powiedzieć uparcie — Tylko jedna, moja pewność jest słuszna!
— Pewność moja jest jedyną. Nie znam dwu pewności.
— Ja zaś znam pewniki wszystkich, których kocham, i ta miłość jest właśnie pewnością moją.
— Czyż aż tak kochasz tę pewność? Czy zasługuje na to?
— Kochać, czy żałować, to jedno.
— Nie chcę, by mnie żałowano. Chcę miłości innej, miłości, która wybiera i wywyższa coś nad inne.
— Wywyższam cię aż zanadto, okrutne dziecko! Dałabym resztę świata, by cię zatrzymać przy sobie.
— A więc bądź ze mną i bądź taką jak ja... wybieraj! Marzysz za dużo. Falujesz, jak przypływ i odpływ, wznosisz się i opadasz, zostając ciągle w miejscu. Trzeba, za wszelkę cenę posuwać się naprzód. Trzeba łamać przeszkody, by iść prosto swoją drogą!
— Jeśli jednak droga ta utknie na murze? Jeśli znajdziesz się sam? Jeśli cała reszta świata będzie po stronie przeciwnej?
— Przodownik idzie zawsze sam, inaczej nie byłbym pionjerem. Każdy krok samotnika wyznacza przyszłą drogę ludzkości i świata.
— To credo, a jest ich tyle co ludzi. Wierzę więcej ludziom, niż ich credo. Radabym ucałować tych

333