Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wzięłaś mnie, wzięłaś, twa mocarna ręka
Dała mi poznać, co ból i co męka...

Anetka zadrżała... To głos przeszłości.
— Boże Wielki! Skądże to znasz?
— Nie odpowiadając ciągnął dalej:

Zniszczyć mnie chciałaś... choć serce się lęka,

Zamknęła mu dłonią usta.
— Milcz!
Zmieszana była... Jakże to dalekie!...
— Czyż to ja?... Nie, to inna... Ale ja byłam tą inną... Ona umarła.
— Całuje jej ręce! — powiedział Marek.
— Skądże to znasz?
Milczał.
— Odkąd to znasz?
— Od kiedy to powiedziała. Nauczyłem się napamięć.
— Umiałeś to napamięć, nosiłeś przy sobie, nie mówiąc nic... przez tyle lat?... To zdrada!
— Przebacz!
— Dziwny z ciebie chłopak.
— Wszakże i ty jesteś dziwną kobietą!
— Cóż wiesz o kobietach? Nie znasz ich wcale.
Zaprotestował obrażony, a ona rzekła z uśmiechem:
— Szkaradny kogucie! Nie masz jeszcze ogona! Nie pysznij się swą fatalną wiedzą... To, co znasz, co ci się wydaje, że znasz, przeszkadza właśnie do poznania. Mężczyzna widzi w kobiecie przyjemność własną. By ją poznać, trzeba o sobie zapomnieć. Jesteś na to za młody. Jestem taką, jak tysiące innych kobiet, mój chłopcze, i nie stanowię wcale wyjątku. Te, które mnie poznają, poznają siebie. Ale zwykły zamykać okiennice, a sąsiadom nie chce się zaglądać przez szpary, gdyż jest im obojętne, co się dzieje wewnątrz. Ty urwiszu zaglądałeś.

292