Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest dla niej znikomością i my wszyscy także niczem więcej.
— Mniejsza z tem, jeśli tych znikomych darzy uśmiechem swoim!
— Darzy nas. Znam cenę tego uśmiechu. Ale nie łudź się pani. Anetko! Ten uśmiech znaczy tyle co: Zrezygnujcie!
— To wielka mądrość!
— To nie jest mądrość pani.
— Nie jestem mądra.
— Uśmiech ten powiada: Zrezygnujcie z wszystkiego i przyjmujcie kornie los, śmierć, rozłąkę z tymi, których kochacie. Ona nie wie co nienawiść, wierzy atoli, że wojna, jako taka, jest dziełem Boga i czci ją. Nie dopuściłaby (widziała to pani), by ją bezczeszczono okrucieństwem, nielojalnością, nadużyciem siły wobec nieprzyjaciela. Jest naprawdę szlachetna, ale w znaczeniu dawnem tego słowa. To, co było, winno trwać zawsze i trwać będzie. To, co było, złe, czy dobre, posiada dostojeństwo rodu i rasy. Jest tworem Boga. Nie uczyniłaby nic, by to zmienić. Uważa za honor, przyjąć wszystko, jakiem jest.
— Ja nie przyjmuję! Nie jestem rasowa. Odrzucam, lub biorę, co chcę.
— Weź pani sprawę moją. Jest stracona.
— Sprawy stracone kocham właśnie.
— Defetystko!
— O nie! Rozgrzewa serce zwycięstwo nad losem.
— A jeśli pani przegra?
— Zacznę na nowo.
— Ale mnie śpieszno, Anetko, nie mogę czekać, aż pani zacznie na nowo. Nie dysponuje, jak pani, nieograniczonem życiem.
— Nie wiadomo!

151