Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyn wrogiego usposobienia Marka i w niedzielę nocą wyjechała z Paryża. Przejęta bólem wywoziła tę bodaj pociechę, że niepokojący młodzian znajduje się w rękach osoby rozsądnej.

∗             ∗

SYLWJA musiała użyć całego swego doświadczenia, intuicji i chytrej dyplomacji, oraz zręczności i siły prawdziwej paryżanki, by utrzymać przez następne trzy miesiące na smyczy oddanego jej do tresury jaguara.
Umieściła go w pokoju przylegającym do swego, w głębi mieszkania. Drzwi wychodziły na kurytarz, ale Sylwja miała klucz i otwierała tylko w dniach i godzinach przeznaczonych na to, by chłopak przyjmował kolegów i przyjaciół. W takich chwilach Marek był pewny, że żadne niedyskretne spojrzenie nie kontroluje, kto przychodzi. Był to „pokój boży“, czy djabelski może, a Sylwja nie chybiła nigdy. Tak samo, nie starała się nigdy dowiedzieć, co czyta, pisze, czy robi w swoim pokoju. Był to jego własny teren i szanowała go. Ale nie mógł wychodzić poza godzinami dozwolonemi, nie przechodząc przez sypialnię Sylwji. Wszystkie inne przesmyki były zamknięte... Coprawda, wyszedłszy raz, mógł nie wrócić. Groził tem nawet pół serjo, pół żartem, by wysondować swego Cerbera. Odpowiedziała tym samym tonem ironji, unosząc wargi:
— Drogoby cię to kosztowało!
— Cóżbyś mogła uczynić?
— Ogłosiłabym cię pomiędzy zbiegłemi psami. Możesz być spokojny. Gdziekolwiek się pokażesz... mam ja swoich ludzi, znajdę cię i chwycę za kołnierz.
— Ach! Więc masz stosunki z policją, cioteczko?
— Jeśliby trzeba było koniecznie, nie cofnę się przed

94