Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Nie była to już owa melancholja, przepojona niepokojem, jaka poprzedziła chorobę dziecka i podczas niej ustała, nie było to już uczucie, że życie chroma i niema ani sił, ani interesu, by je wieść dalej, nie był to już odpływ morza.
Wracała fala przypływu, głosząc swój pochód hukiem bałwanów i zjawami nocnemi. Macierzyństwo zaspokoiło na czas pewien zmysły, a trud fizyczny życia pracy otamował je. Ale w ciemku fale tłukły o skały. Dusza krążąc po serpentynie, dotarła do punktu bliskiego temu, w którym się znajdowała czasu pobytu w Szwajcarji i wiośnie miłosnej z Rogerem Brissot. Był to punkt bliski, ale nie ten sam, bowiem krążąc, posuwamy się w czasie i zejść poniż niego niesposób. Anetka dojrzała, niepokój jej nie miał już czystości dziewiczej, była kobietą, pożądania jej wyostrzyły się, sprecyzowały i wiedziała teraz, dokąd dążą. A jeśli wiedzieć tego nie chciała, to dlatego właśnie, że nie było tu żadnej wątpliwości. Dojrzała zarówno wolą, jak i ciałem i wszystko w niej wzbogaciło się i nabrało namiętnych cech.
Wyhynęły z mroków znane przeraźne demony, nadchodziło burzliwe południe, zaległa parna cisza, grożąca piorunami. Przedtem panowała radość, lub niewinne troski poranka, a chmury płynęły przez jej

90