Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za nic zdobyczy. Dziecko wszystko zbiera, maca i wszystkiego próbuje. Biada temu co spadnie! Wepchany pod krzesło, wkładał w usta wszystko, co spadło z góry, okruszyny biszkoptów, guziki, pestki, a brał w usta także słowa... Tak jest! Uczył się ich, przeżuwał a potem wyśpiewywał...
— Prosiątko!...
Praktykantka wyrywała wstążki, którą ssał, lub dla próby wtykał w nos, ale wyrwać mu nie mogła słów połkniętych. Narazie nie robił nic i nie miał zajęcia, ale nie marnował mimo to kawałek czasem mu czasu.
Gdy go wyciągnięto z pod jakiegoś mebla, czy spódnicy, gdzie się oddawał interesującym studjom nad drgającemi nogami i palcami stóp, uwięzionemi w ciasne trzewiki i kurczącemi się nerwowo, gdy go ulokowano w pozycji normalnej, uznanej za odpowiednią w świecie dorosłych, siedział grzecznie, nieruchomo na niskim podnóżku, między kolanami Sylwji, lub innej uspódniczonej istoty, albowiem nogi ciotki rzadko bywały spokojne. Opierał policzek o ciepłą materję i zadarłszy głowę, patrzył z nosem w powietrzu na te pochylone postaci, o oczach zmrużonych, a ruchliwych ustach, gryzących nitki, tak że widać ślinę wargę dolną (wydaje się górną z dołu), kąsaną ciągle przez zęby, a także otwory nozdrzy, różowo obrzeżone i pulsujące podczas mówienia. Poza tem widział migające szybko palce, z igłą i nitką, a często gęsto ręka połaskotała go w podbródek. Na ręce był naparstek, od którego zimno się robiło na szyi. I tutaj też, jak na ziemi, nic nie przepadało dla malca. Notował w pamięci ciepłe, a rzeźwe dotknięcia, puszystość ich, światła migające poprzez cienie, zapach owego

82