Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myśli, tem chytrzejsze czynił wybiegi, by nie ujawnić tego. Czasem nawet wprowadzał w błąd poszukujących i małym swym, grubym, jak rączyny, języczkiem, którym grzebał w sylabach, usiłował kłamać, dla zmistyfikowania ludzi. Znajdował radość w udowadnianiu innym i sobie, jak jest ważną osobistością, i drwił z zakusów sięgnięcia po jego własność. Ten człowieczek dopiero co narodzony miał już zasadniczy instynkt tego co „moje,“ a nie, „twoje.“ „Nie dla psa kiełbasa!“ zdawał się myśleć i budował mury obronne przed matką, by nie dostrzegła strzępków jego myśli. Anetka zaś, niebaczna jak wszystkie matki, dumna była z tego, że mówi: Nie! co, zdaniem jej, świadczyło o wielkiej indywidualności. Głosiła triumfalnie:
— Posiada żelazną wolę!
Radowało ją, że sama ją kuła, ale przeciw komuż ją staliła?
W pierwszej linji przeciw sobie, albowiem w oczach tego malca była jego „nie ja“, była światem zewnętrznym, coprawda, światem nadającym się do zamieszkania, ciepłym, pulchnym, mlecznym, który można było eksploatować i zawładnąć nim. Ale świat ten był przeciwstawieniem własnej osobowości dziecka, które go chciało posiąść, a nie dać mu się ogarnąć.
Zaczynała czuć, że go już nie posiada, gdyż liliput zapragnął posiadać samego siebie. Potrzebował jej, ale ona go również potrzebowała, on zaś wiedział to instynktywnie. Być nawet może, że ten sam instynkt egocentryczny mówił mu, iż go potrzebuje więcej i że ma słuszność, nadużywając jej. Zaprawdę, tak nawet było istotnie.
— Zresztą słusznie, czy nie, nadużywajże mnie, mały potworze, a nie potrafisz się i tak długo obejść

51