Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wyszedł. Ona nie drgnęła, ale ledwo zapadły drzwi, usiadła, blada, i jęła tłuc po piersiach małemi piąstkami, tłumiąc krzyk strachu i złości.
Od tej chwili zaczęła łowy. W napięciu wielkiem, drżąca, śledziła, węszyła, czując, że ją swędzą paznokcie i że radaby poszarpać nieprzyjaciółkę... Oczywiście, cichuteńko chciała wydrapać jej serce. Ale gdzież to serce? Gdzie skryte? Splądrowała las cały, skrupulatnie, badając wszystkie znajome kobiety. Pod malowanemi wargami skryła kąśliwe ząbki, nie tracąc z oczu najlżejszego skurczu twarzy Filipa w obecności samiczek, śledząc ich oczy, gesty rak, nagięcie głosu, zadyszana, jak pies gończy... Ale była na złym tropie, a zwierzyna wymykała się ciągle.
Dziwnem powodowana zaślepieniem, nie podejrzywała wcale Anetki, o której od całych już tygodni zapomniała całkiem. Anetka znikła, czując się winną i wcale nie dumną ze swego ukrywanego, skradzionego zwycięstwa. Unikała domu Villard’ów, pozorów nie brakło, a zajęta całkiem swą troską Noemi nie objawiała chęci zobaczenia jej.
Daremnie się pocieszała, że namiętność Filipa przejdzie; symptomy jego zobojętnienia rozwijały się coraz to bardziej. Był chłodny, niebaczny na jej słowa i obecność, a już zupełnie bierny i znudzony, gdy mu chciała przemocą zwrócić uwagę na swe istnienie. Niedostatecznie też ukrywał odrazę wywołaną zetknięciem, a Noemi dygotała ze złości, czując, że miłość jej została wzgardzoną. Nie mogąc przeoczyć, że zło przybrało zastraszające rozmiary, popadła w rozpacz, ale kryła to pod maską ciągłej wesołości, pewności siebie i rzucała mu dalej przynętę, na którą nie zwracał już uwagi. Trawiło ją to i przepajało nienawiścią wielką

288