Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szało to wcale jej wnętrznego spokoju. Filip nie napotkał dotąd kobiety, któraby się nim interesowała bez osobistych widoków. Zacna Solange delektowała się sama sobą, pragnąc tylko, by jej nie psuto obrazu, jaki sobie o sobie wytworzyła. W gruncie rzeczy nie pragnęła nawet poznawać ludzi, odsuwała na bok wszystko, co ją u kogoś mogło razić, a to pod pozorem, że nie jest to „prawdziwą naturą“ danego osobnika, i ostatecznie za „prawdziwą“ uznawała tylko cechy podobne swoim.
Tą metodą wytworzyła na swój użytek świat ludzi zacnych, pociągających, jak ona, a Filip zgodził się bez wahania, choć z pewną wzgardą i pewnym szacunkiem, zostać jego członkiem. Nie lubił warjatów, biorących świat naopak, ale dobroć była dlań widowiskiem nowem i rzadkiem. Wartości moralne, czy immoralne muszą w pierwszej linji coś wartać, a dobroć Solange nie była urojeniem. Dowiedziawszy się szczegółów o nędzy i pracy Filipa, wymierzyła mu pensję stałą na czas studjów, dając możność spokojnej pracy. Ponadto, korzystając ze swych rozległych stosunków, zwróciła nań uwagę wpływowych profesorów fakultetu, a także sprawiła, że to zainteresowanie (które już nastąpiło zresztą samo przez się, ale przeraziło ich srogim apetytem wilczka) wyszło poza krąg ciasny intus et in cute na świat boski, Wreszcie taż sama Solange zapoznała Filipa z pewnym, amerykańskim królem naftowym, który chciał unieśmiertelnić swe imię per procuram i Filip założył poza oceanem szpital-pałac, który to śmiały czyn zapoczątkował jego sławę.
Zdarzało się jednak w ciągu tych lat walki, że Solange zapominała swego protegowanego, całemi miesiącami i nie przysyłała mu przez roztargnienie pensji.

262