Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nie chcieć. Maszyna funkcjonowała nieporządnie, ruszała, stawała, utykała, szukała i odnajdywała siebie w głębi własnej.
Jął badać tę głąb. Cierpiące i dręczone dziecko lepiej niż kto inny zdolne jest dostrzec pustkę i nudę epoki, która zmierza ku katastrofie. Czuje wyraźnie przepaść...
Ale matka nie widziała nic. Widziała jeno chłopca kapryśnego, pełnego pretensji, buntującego się, dziecinnego, chorobliwie wrażliwego, który lubi górnolotne frazesy, przysparza kłopotu, czasem wypowiada straszne nieprzyzwoitości, a za chwilę czuje się dotkniętym przez jakieś swobodniejsze słowo. Nie mogła znosić zwłaszcza jego urągań, bowiem nie wiedziała, jak są pełne goryczy i bólu niepowodzeń. Marek odczuwał boleśnie niesprawiedliwość doznawaną, uważał się za pozbawionego siły, piękności, talentu, wartości i dokładał do realnych klęsk urojone, konspirując wprost z wszelkiemi pozorami, które go mogły poniżyć. Spotkawszy dwie młodziutkie śmiejące się robotnice, pewny był, że się z niego wyśmiewają, a nie przypuszczał, iż szło o to, by go zaczepić, bo im się podobał jego różowy, panieński pyszczek. Czytał w oczach profesorów wzgardę dla swej mierności. Sądził, że silniejsi koledzy drwią z jego słabości i demaskują jego tchórzostwo. Skutkiem nerwowości miewał chwile strachu, a będąc szczerym, przyznawał się do tego i uznawał za niehonorowego. Celem zrehabilitowania w oczach własnych, zmuszał się do szaleństw niebezpiecznych, które mu wyciskały zimny pot na czoło. Urągał sobie samemu często ten mały Nikodem i swym klęskom, ale miał urazę do świata za to, że jest takim, jakim jest, a w pierwszej linji do matki.

230