Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otwarte karty. Dawniej Anetka musiała go ośmielać, by pokazał rożki, mówiąc:
— Dalejże! Wyjdźże z jamy i pokaż co umiesz! Czyż ci trudno mówić?
Teraz Anetka mogła się czuć zadowoloną... mówił bowiem, choć lepiejby mu było milczeć dalej. Dyskutował zaciekle, nie unikając sprzeciwu, a każde zdanie matki atakował uparcie. Czynił to zaś tonem wprost zuchwałym.
Przyszło to odrazu i Sylwja ponosiła niezawodnie odpowiedzialność, podniecając chłopca do oponowania. Ale istotny powód tkwił głębiej, zmiana bowiem zachowania była wyrazem zmiany natury, w okresie dojrzewania płciowego. Zmienił się w ciągu kilku miesięcy, nabrał szorstkości brutalnej, a czasem znów zapadał w milczenie. Ale nie była to małomówność uprzejma, zgodliwa, nieco trwożna, dziecka, które się chce przypodobać, jeno najeżona, wroga i opryskliwa. Gwałtowność i ordynarne zuchwalstwo, czem odwzajemniał serdeczność matki, raniły ją dotkliwie. Bronić się umiała przed światem, ale nie przed tymi, których kochała. Za każdem ostrem słowem syna zaczynała płakać, coprawda, w skrytości, ale wiedziało tem. Nie przestawał tak postępować i zdawało się, że stara się wprost o to, by zrazić do siebie Anetkę.
Wstydziłoby go to zachowanie wobec obojętnych, lecz ona nie było mu obojętną. Zależało mu na niej, czynił tylko tak, jak czyni źrały owoc, który o danej godzinie rozrywa łono matki, by zeń wyjść.
Marek posiadał cechy innej, niż matczyna, rasy. Ale, rzecz dziwna, nie te właśnie cechy obce doprawadzały do starć, ale przeciwnie cechy wspólne obojgu. Rwąc się do samodzielności, nie miał jeszcze osobowości

222