Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dany potrzebom fizycznym, pracował, jadł za dwu, podróżował i zapomniał.
Z dwu kobiet, Anetka wydawała się prawdziwą matką. Niepocieszona dźwigała żałobę, która wzrastała z biegiem czasu. Odetka była dzieckiem nie jej ciała, ale serca, bliższa, niż Sylwja i bliższa, niż syn. Wyrzucała sobie, że ją nie dość kochała i szczędziła pieszczót, tak pożądanych. Sądziła, że winna sama jedna przechować pamięć dziecka, zdradzonego przez innych.
Sylwja była teraz dziwnie wesoła, zajęta, ruchliwa, gadała dużo i głośno, dowcipkowała, rzucała śmiałe słowa, rozśmieszające całą pracownię, a gustował w tem wielce Marek, ile razy był obecny. I on też, oddany rozrywkom, zaniedbywał się w pracy, zażywał przechadzek, gadał głupstwa i korzystał z każdej sposobności próżnowania. Organizm jego bronił się przeciw wnętrznemu strachowi. Ludzie są dla siebie wzajem niezbadani, nibyto obojętni, chcieliby się zwierzyć, a jest to niepodobieństwem. W cierpieniu niema porozumienia.
Anetka zakochana w zmarłej i przezto niesprawiedliwa dla żywych, dostrzegała tylko ich egoizm, żądny życia, skłonny do zapominania i miała do nich urazę.
Pewnej niedzieli, gdy Marek poszedł z Leopoldem na jakiś match sportowy, Anetka zastała otwarte drzwi mieszkania Sylwji. Wszedłszy, usłyszały przeciągły jęk. To Sylwja, zamknięta w swym pokoju, jęczała boleśnie. Anetka wróciła do sieni i zadzwoniła. Sylwja ją powitała, a chcąc usprawiedliwić, czemu ma czerwone oczy, powiedziała, że to katar. Potem zaczęła rozmawiać hałaśliwie i po prostacku, opowiadając jedną

219