Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poznała, że nic jej postanowienia nie zmieni i czując iż nie ma żadnego wpływu, radaby była wybić ją. Jakże czuć atoli urazę do tej kochanej istoty, słuchającej wybuchu z rozbrajającym uśmiechem! Prócz tego podziałał na Sylwję tajemny urok macierzyństwa. Uważała je za katastrofę, ale nie mogła się oprzeć rozczuleniu...
Dziś przyszła także zdecydowana skłonić choćby przemocą Anetkę do porzucenia głupiego oporu i do żądania małżeństwa... pod grozą, że z nią zerwie! Wpadła jak wiatr, zdala już szerząc zapach bojowego prochu... to jest pudru. Dla dodania sobie rozpędu, nie przywitawszy się nawet, zaczęła pomstować na bezrozumne leżenie w ciemności po całych dniach. Ale ledwo spojrzała w rozradowane oczy Anetki, która do niej wyciągnęła ręce, podbiegła i ucałowała ją. Nie dając jednak za wygranę, powiedziała:
— Szaleństwo! Ostatnie szaleństwo! Z temi włosami na białym kaftaniku wyglądasz, niby anioł. Ach, cóż za fatalna omyłka... Święta Nitouche... niedotykalska... ładna historja!
Jęła nią potrząsać, a Anetka nie broniła się, zadowolona i znużona. Sylwja przerwała w pół zdania, ujęła w dłonie jej głowę, odgarnęła włosy i rzekła:
— Jesteś świeża i różowa, nie widziałam jeszcze takich rumieńców. A ta mina triumfalna! Zaprawdę, jest się czem cieszyć! Czy ci nie wstyd?
— Nic a nic! — odparła Anetka. — Czuję się jak nigdy dotąd szczęśliwą. Jestem silna i dobrze mi. Po raz pierwszy w życiu czuję się skończoną w sobie i niczego nie szukam. Pożądałam dziecka z dawiendawna, gdym sama jeszcze była dzieckiem... tak...

12