Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wart on ciebie, Sylwjo, ale nie chciałabym, by ten poczciwy człowiek cierpiał z twego powodu.
Sylwja uśmiechnęła się, pokazując do lustra zęby:
— By cierpiał, powiadasz? Każdy zadaje drugiemu cierpienie, to rzecz błaha! Będzie cierpiał, ręczę ci za to... Biedaczek... chciałabym być na jego miejscu. Nie troszcz się, droga moja, o niego! Czy sądzisz, że nie wiem, ile wart mój Adonis? Niema w nim wiele świetności, ale zato pełną posiada wagę. Znam się na tem, ale nie powiem mu tego, gdyż psując mężczyzn, daje się im przewagę nad sobą. Zdaję sobie z wszystkiego sprawę i żadne z nas nie poniesie krzywdy. Trochę go podręczę (dobrze mu zrobi, gdy nieco schudnie), ale tortury nie przeciągnę ponad potrzebę. Oczywiście, muszę też dostać, co mi się należy, inaczej bowiem uznam za swój święty obowiązek odpłacić mu z nawiązką. A płacę zawsze gotówką, jako dobry kupiec, który obdziera klientów na tyle tylko, by wyżyć jako tako. Niechże tedy nie usiłuje łapać mnie za czub, bo źle na tem wyjdzie i to jak jeszcze!
— Straszna rzecz! — zawołała Anetka. — Ta dziewczyna nie umie mówić serjo!
— Życie byłoby wprost nieznośne, gdyby się mówiło serjo o poważnych sprawach!
Leopold ponowił wkrótce odwiedziny, a Sylwja nie pozwoliła mu długo usychać z tęsknoty. Zbadała pozycję nieprzyjaciela, przeliczyła skryte poza szańcami zapasy broni i aprowizacji, a potem wystąpiła do boju i w okamgnieniu przeprowadziła co chciała. Do ostatniej chwili Leopold zachował złudzenie, że sam powziął myśl założenia wielkiej firmy krawieckiej pod godłem „Selve & Sylwja“.

99