chciała. Cokolwiekby uczyniły, od chwili, gdy to nie mogło naruszyć ich wzajemnej miłości, przebaczyły sobie wzajem wszystko, z zamkniętemi oczyma.
Nie było to może zbyt moralne, ale mniejsza z tem... Znajdzie się jeszcze czas i na moralność.
Nieco pedantyczna Anetka, znająca życie z książek, co jej zresztą nie przeszkadzało odkrywać je na nowo, potem (bo życie ma zgoła inny ton, gdy się je słyszy poza sferą książki) wspomniała piękny wiersz Szylera:[1]
— O synowie moi, świat pełen jest kłamstwa i zdrady, a każdy jeno siebie kocha. Wszystko, kruchem szczęściem splecione, niepewne jest. Co kaprys złączył, drugi kaprys rozłączyć może. Sama jeno przyroda szczera jest, ona jedynie na fundamentach spoczywa niewstrząśnionych. Wszystko inne, z falami chyboce się burzliwemi... Skłonność daje ci przyjaciela, interes — towarzysza. Szczęsny ten, któremu urodzenie daje brata... we dwu się bowiem wówczas opierać mogą wspólnie walkom i zdradzie tego świata...
Sylwja nie znała, oczywiście, tego wiersza i byłaby uznała, że zawiera zanadto słów mętnych, zgoła zbytecznych dla wyrażenia tak prostego
- ↑ Wiersz ten podajemy, stosownie do brzmienia jego w oryginale książki R. Rollanda, prozą. (Przyp. tłum.)