Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeciwko jednemu, że on zdoła (z ich pomocą) wyciągnąć mnie z biedy i przywrócić mi prawa należne.
— A tymczasem — dodał — bądź dobrej myśli. Nie jesteś tu asan jedyny, powiadam ci; wiele jest takich, co gracują tytoń w plantacjach zamorskich, choć w domu dosiadali własnego konia przed własnym progiem... wielu, oj wielu!... Życie, bądź co bądź, to księga pełna... przypisów. Spojrzyj na mnie samego: jestem synem cnego szlachcica i prawie że ukończonym doktorem, a oto tutaj muszę podlegać, jak prosty smoluch, durnemu Hoseasonowi!
Myślałem, że okażę mu grzeczność, pytając go o jego dzieje.
Zagwizdał na cały głos.
— Wszystko to bajda! — odpowiedział. — Lubię żarty, ot i wszystko!
I jednym susem zniknął z forkasztelu.



67