Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeno o Alanie, któregom tam zostawił na wzgórzu, zwanem „Spocznij i Podziękuj;“ i przez cały ten czas (choć kto inny pomyślałby, że nie zostawało mi nic innego, jak zachwycać się temi nowościami i pięknościami) w głębi ducha czułem jakąś bezlitosną zgryzotę, niby wyrzuty sumienia za jakiś zły postępek.
Ręka Opatrzności doprowadziła mnie w tym zamęcie przed same drzwi banku Towarzystwa Brytyjskiego.

KONIEC.