Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się puszył swemi przygodami i tem że, jak to mówią, wyszedłem z nich z sztandarem chlubą okrytym, to jednak niebawem on doprowadził mnie do tego, iżem ukląkł koło starego, prostodusznego człeczyny, radując się i szczycąc zarazem pobytem w tem miejscu.
Zanim udaliśmy się na spoczynek, on ofiarował mi na drogę sześć pensów z małego zapasiku, który przechowywał w torfowej ścianie swego domu; nie wiedziałem doprawdy, co począć wobec tego nadmiaru poczciwości. Ale pod koniec odnosił się on do mnie tak poważnie, iż sądziłem, że najprzyzwoiciej będzie pogodzić się z jego dziwactwami — to też opuściłem go biedniejszym niż ja sam.



163