Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

godzina nocnego wypoczynku. Czy Alan, który swojego czasu był zawziętym paliwodą, w tem nowem wcieleniu nie ma bardziej rozpaczliwego celu, jak oderwać uwagę jakiegoś młokosa od lektury Owidjusza, przenieść go na czas jakiś na Pogórze i w wiek osiemnasty, a wreszcie zapędzić go do łóżka i przystroić jego sny kilkoma zajmującemi zjawami.
Co się zaś ciebie tyczy, mój drogi Karolu, nawet nie wymagam, by ci się ta powieść podobała. Może się jednak spodoba twojemu synowi, gdy będzie starszy; niechże mu wtedy miło będzie znaleźć nazwisko swego ojca na pierwszej stronicy książki; narazie mnie jest miło wypisać je tutaj na pamiątkę wielu dni, z których niektóre były szczęśliwe, a niektóre (co dziś może miło wspomnieć; smutne. Jeżeli mnie wydawać się może rzeczą dziwną iż patrzę z odległości czasu i miejsca na te minione przygody naszej młodości, dziwniejsze to musi być dla ciebie, który stąpasz po tych samych ulicach, — który możesz jutro otwierać drzwi starej uczelni, gdzieśmy zaczynali współzawodniczyć ze Scottem, Robertem Emmetem tudzież ukochanym a skromnym Macbeanem — albo omijać ów zakątek, gdzie owo dostojne grono, L. J. R., odbywało zebrania i popijało piwo, siedząc w krzesłach Burusa i jego towarzyszy. Zdaje mi się, iż cię widzę, chodzącego tam po świetle słonecznem i przyglądającego się spokojnemi oczyma tym miejscom, które teraz dla twego towarzysza stały się tłem sennych marzeń. Jakże w chwilach wolnych od obecnego zajęcia przeszłość musi rozdzwaniać się echem w twej pamięci! Niechajże nie rozdzwonią często bez życzliwej myśli o twym przyjacielu.

R. L. S.

Skerryvore, Bournemouth.