Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nim, owszem będziemy ustawicznie narażeni na niebezpieczeństwo wzięcia nas w niewolę. Przeto, póki mam jeszcze głowę na karku, nie myślę być po próżnicy plugawym morskim rozbójnikiem ani też zawisnąć na haku, zakuty w kajdany jako złoczyńca.
I zwierzył mi si, że zamiarem jego było zaprowadeznie większej karności na statku, co miało zapewnić nam na razie jakie takie bezpieczeństwo, w dalszej zaś przyszłości nadzieję wyzwolenia, gdy zdobywszy przewagę nad tymi ludźmi snadniej będziem mogli pozbyć się ich towarzystwa.
Wyznałem mu szczerze, że nerwy moje stargały się doszczętnie pośród otaczających nas okropności i że nie mogę go upewnić, zali może liczyć na mnie.
— Mnie niełatwo przestraszyć — odpowiedział, — a niełatwo też odwieźć od postanowienia.
W kilka dni później zdarzył się wypadek, który omal nie zaprowadził nas wszystkich na szubienicę, z niego można sobie utworzyć obraz tego zadurzenia i bezhołowia, jakie panowało we wszelkich naszych sprawach Byliśmy wszyscy pijani jak bąki, a że właśnie któryś z tych warjatów dostrzegł żagiel kędyś w dali, Teach nawet się nie obejrzawszy, wydał rozkaz