Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ci, dlaczego nie pytałem o nazwisko osoby, która dała swój podpis na czeku: otóż znam ją. Jak więc widzisz, historją twoja dostała się pod odpowiedni adres. O ile tedy twoje relacje nie były dość ścisłe, sprostuj je natychmiast.
— Mógłbyś mi to był naprawdę zaraz powiedzieć — odrzekł Enfield z lekkim odcieniem niezadowolenia. — Zapewniam cię wszelako, że byłem naprawdę pedantycznie ścisły, by twego użyć terminu. Drab ten miał klucz przy sobie, a ma go zresztą jeszcze wciąż. Przed tygodniem widziałem, jak bramę otwierał.
Utterson westchnął głęboko, ale nie odpowiedział już ani słowa. Enfield natomiast dodał po chwili:
— To była znowu dobra nauczka: tylko nie paplać! Wstydzę się poprostu, że ze mnie taka bajczara. Proponuję ci przeto: już nigdy więcej o tej sprawie nie będziemy rozmawiali.
— Ależ z całego serca się zgadzam — rzekł adwokat. — Masz na to moją rękę.