Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kim, jakim dotąd byłeś, ani bogatszy, ani mądrzejszy niż przedtem, chyba, że można wyświadczenie przysługi człowiekowi, znajdującemu się w niebezpieczeństwie, zagrażającem życiu, uważać za pewnego rodzaju psychiczne wzbogacenie się, albo obierze pan inną drogę, a wtedy otworzą się przed panem nowe horyzonty wiedzy, nowe drogi do sławy i władzy. Tu, w tym pokoju, w tej chwili właśnie, oko pańskie zostanie olśnione cudem, któryby nawet niewiarą samego szatana mógł wstrząsnąć.
— Mój panie, — odparłem z wymuszonym spokojem, którego w rzeczywisotści wcale nie posiadałem — pan przemawia do mnie zagadkowo i chyba to pana nie zdziwi, że słowom pańskim nie zbytnio wierzyć mogę. Ale ponieważ już zadaleko posunąłem się w tych problematycznych usługach panu wyświadczonych, zaciekawia mnie także koniec tej całej afery.
— Dobrze, — odpowiedział gość. — Lanyonie, to, co teraz zobaczysz, musi pozostać tajemnicą między mną a tobą. A teraz ty, który tak długo w najciaśniejszych materjalistycznych żyłeś poglądach, ty, któryś, zaprzeczał działaniu transcedentalnych możliwości, i drwiłeś z duchów wyższych — uważaj dobrze!
I w następnej chwili porwał szklankę i wychylił ją jednym haustem. Potem — krzyknął, zatoczył się i chwiał się parę sekund, uchwycił się stołu, trzymał