Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

KSIĘŻNICZKA KASIA. Zostaw mnie teraz; niech się nie odezwie
Żaden głos w zamku i niechaj nie słyszę
Żadnego kroku, niechaj mi nie grają
Żadne narzędzia muzyczne; już umarł,
Umarł mój spokój!

(SŁUGA odchodzi. KSIĘŻNICZKA zbliża się do OONY i kładzie głowę na jej kolanach.)

OONA. Cóż ci tak gadali
Tyle ci ludzie — po mej głuchej stronie?
I skąd im przyszło tak dużo pieniędzy?
Dlaczego płaczesz? I takiemi łzami!
Takiemi łzami! Patrzaj, drogie dziecko,
Jakie ogromne te łzy — te łzy twoje!
O Wierzbo Świata Płacząca, o Erie!
Na tę najmilszą córkę cień twój pada,
Liście twe szumią naokół jej głowy.
Dziękuję Bogu, żem już taka stara,
Że mnie pochłania sen mych lat wiekowych!


ZMIANA
Wielka sala w zamku KSIĘŻNICZKI KASI. Północ. W sali niema nikogo. DWAJ KUPCY wchodzą ostrożnie, z próżnymi workami na plecach.

PIERWSZY KUPIEC. Skądże ty wracasz, bracie?

DRUGI KUPIEC. Z dróg rozstajnych
Pod Tubber-vanach. W dziewięciomiesięczną
Przemienion świnkę, siedzę na pośladkach,