Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mgły te rozpędza; chcę użyć mych blasków,
By wyswobodzić chwalebnie swą młodość
Z narzuconego nieszczęścia, rozwiązać
Wstrętne małżeństwo i jego własnością
Stać się w obliczu Boga i przed ludźmi!

KONSTANCYA. Chcesz to uczynić? Masz odwagę? — Pani,
Przestań! co mówisz!?...

KRÓLOWA. Słuchajcie ją tylko!
Dzięki ci, lubko, za tę niespodziankę!
Ty piękne liczko masz, a ja mam duszę!
Silną mam duszę! Zaraz cię pouczę:
Dość nacierpiałam się i dosyć długo
I dość cierpliwie. — Świat mi to poświadczy —
By już, bez hańby, własną dążyć drogą!
Jakżeż się cieszę, że to niespodziane
Szczęście przecina ten węzeł! Najlepsza
Droga naprawy właśnie ta — wypadek
Sam Bóg mi zesłał: i gdyby to było
Chociażby tylko szczęściem dla poddanych,
Lepszego środka nie znajdę! Milcząca
Jestem i wdzięczna, pokorna i zgodna —
Dłoń błogosławi boża, gdyż inaczej
Lękałabym się takim gładkim torem
Zmierzać do celu. Jakżeż drwię ja z przeszkód,
Jakże urągam losom! Jakże jestem
Silna! Dlaczegoż nie ma tu Norberta!