Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

no na żaglowcu, aby polować na dzikie kaczki. Jeszcze nie upolował ani jednej — zawołałem na niego, ale już nie pamiętam, co mu powiedziałem. W przystani wciągnęliśmy łódkę na brzeg i weszliśmy na wzgórze, które było naszym punktem obserwacyjnym. Wynik naszych obserwacji był pomyślny, lód zaczął tajać. Gdy wsiedliśmy na łódź i zbliżyliśmy się do okrętu, Sund odezwał się nagle:
— Zdaje się, że wywiesili banderę na okręcie!
— Co mogło się stać?
— Ale bandera jest do połowy opuszczona.
Spojrzałem przez lornetkę, rzeczywiście na Gjoa powiewała na maszcie bandera. Widok ten zrobił na mnie niesłychanie przykre wrażenie. Pocieszaliśmy się myślą, że może umarł który ze znajomych Eskimosów na lądzie. Jednak naprawdę nikt z nas w to nie wierzył. Ja zaraz pomyślałem o Manni i zdaje mi się, że moi towarzysze także. Zbiegliśmy szybko ze wzgórza i pozostawiając łódź u brzega, pobiegliśmy drogą, która prowadziła prosto do okrętu. Spostrzegli nas odrazu i spuścili na wodę łódź, która nas podwiozła do okrętu.
Niestety, wywieszona bandera oznaczała śmierć Manni, który utonął. Gdy znaleźliśmy się na okręcie, opowiedział nam porucznik tę smutną historję. Rozmawiał właśnie na pokładzie, gdy zobaczył Manni, który stał na łodzi i rozglądał się za kaczkami. Widywano go, polującego w ten sposób, to też nie zwracano na niego żadnej uwagi. Gdy spojrzeli po chwili w tę stronę, łódź była już pusta, a obok niej burzyła się woda. Manni wpadł do wody. Z błyskawiczną szybkością Hansen i jeden Eskimos spuścili łódkę na morze, podczas gdy porucznik pośpiesznie wdrapał się na maszt, aby z góry kierować ich ruchami.