Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do lądu. Po drodze znajdują odpoczynek na kilku małych wysepkach, które leżą dalej na południu. Morze się uspakaja. Im bardziej zbliżają się do lądu, tem lepiej i szybciej wiosłują.
Tymczasem w domu kobiety są w wielkim strachu. Gdy burza się rozpoczęła, pobiegły na wzgórze, które jest ich punktem obserwacyjnym, albo na przylądki, wysunięte w morze. Zbierają się w gromadki, wyglądając ojców, mężów, synów i braci. Stoją tak, przytulone do siebie, drżąc z zimna. Strach i lęk wyostrza ich wzrok tak bardzo, iż mogą dostrzec zbliżające się czarne punkciki na horyzoncie. Całe wybrzeże rozbrzmiewa radosnym okrzykiem: „Jadą!“ Zaczyna się liczenie ile jest tych punktów: „Brakuje dwóch”. „Nie, tam jeszcze jeden“ — „Nie, wszyscy są, wszyscy!“
Po sposobie wiosłowania, albo po kształcie kajaku — chociaż wszystkie kajaki podobne są do czarnych punkcików — zaczynają rozpoznawać kto jedzie. Nagle rozlega się dziki krzyk radości: „Boase kaligpok“, (Boas holuje) poznają go łatwo po wielkości. Ta radosna nowina idzie od domu do domu, dzieci biegną i niosą ją od okna do okna, a na wzgórzu gromadka rozpoczyna skoczny taniec. Potem znowu rozlega się wesoły okrzyk: Ama Tobiase kaligpok (Także Tobjasz holuje) i znowu ta wiadomość idzie od domu do domu. I jeszcze rozbrzmiewa: „Amo Simo kaligpok“, „Amo Daniel kaligpok“. I znowu wybiegają kobiety na wzgórze, aby patrzeć na spienione i falujące morze. Można już wyraźnie dostrzec jedenaście czarnych punktów, zbliżających się powoli. Wreszcie wpływają do zatoki pierwsze kajaki. Są to te, które nie holują zdobyczy. Ruchami lekkiemi i pewnemi jeden po drugim dobijają do brze-