Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gwałtownie, że dzida drży i chwieje się na wszystkie strony, nie zdoła jednak ani jej złamać, ani wyrzucić z gardzieli. W tej chwili Boas rzuca dzidę ponownie, mierząc w płuca i serce. Foka zdycha, walka jest skończona. Boas podpływa do zwierzęcia i jeśli ono jeszcze żyje, dobija je długim, ostrym nożem.
Tymczasem Tobjasz, także znany łowca, nie miał takiego szczęścia jak Boas. Polował najpierw na jedno zwierzę, które ukryło się pod wodą i więcej się nie ukazało. Wreszcie dojrzał inne. Gdy zaczął wiosłować ku niemu, wypłynęła nagle przed nim jeszcze jedna foka i została odrazu harpunem przebita. Bardzo duża jest ta foka i rzuca się w wodzie jak szalona. Lina przytwierdzona do przedniej części kajaku obraca się z wielką szybkością i szarpie mocno kajakiem. Zanim Tobjasz się spostrzegł, woda podpływa mu już pod ramiona. Widać tylko jego głowę i dziób kajaku, wystający z wody. Sytuacja zdaje się być beznadziejna. Wszyscy, którzy znajdują się w bliskości, wiosłują z całych sił, choć mało mają nadziei, aby mogli w porę przyjść z ratunkiem. Jednak Tobjasz jest wioślarzem znakomitym i pomimo fatalnej sytuacji, utrzymuje równowagę, przeciwstawiając się usiłowaniom zwierzęcia pogrążenia go w głębiach morskich. Nakoniec zwierzę wypływa znowu i w tejże chwili Tobjasz chwyta za dzidę i zadaje mu śmiertelne uderzenie w głowę. Inni, gdy nadpłynęli, mogli już tylko pomóc Tobjaszowi w umocowaniu zdobyczy przy kajaku, poczem otrzymali po kawale słoniny. Zachwycali się przytomnością umysłu i zręcznością Tobjasza i długo o tem rozprawiali.
Dotąd pogoda była ładna, a morze mieniło się w promieniach słońca, ale w ostatnich godzinach cięż-