Strona:Respha.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dzwoniły Saulowi w pamięci słowa Samuela.
— Nie myśl, — mówił tam, nad drogą — że ta ziemia jest jak inne. Ona czuje, rozumiesz to? — widzi i słyszy, posiada wrażliwość ludzką, rozpoznanie zła i dobra. Cierpi i otrząsa się gdy dotknie jej stopa zabójcy, cudzołożnika lub bałwochwalcy. Bogata i szczodra, gdy zechce — zamknie swe spichrze, ogłodzi, umorzy suszą, utrapi szarańczą lub pochłonie jak Sodomę w czeluści wiecznego ognia. Trzeba być czystym by mieć prawo zmieszać się z jej świętym prochem bo w prochy jej iść nie znaczy to umierać; ma ona żywot niezniszczony i duch więcej niż ludzki.
Saul zasłonił dłońmi oczy przed zbyt rażącem słońcem południa. Weszedł w siebie. Czym że on był dotąd? Synem Cysa, wnukiem Abijela, członkiem pokolenia najmniejszego z izraelskich. Teraz lud cały w nim się odezwał. Lud Abrahamów, Jakóbów, Mojżeszów, Jozuych... Czuł się więcej niż sobą, rozrastał się i obejmował ogromy jakieś. Schodząc z góry mówił do siebie:
— Ziemio święta, kocham cię; ludu tej ziemi czuję cię w sobie. Te były nowe światy, co mu się zazieleniły.
A mając oczy na nie otwarte, nie dziw że zmieszany z gromadą proroków proroczył z niemi ku