Strona:Radosne i smutne.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 81 —



przy ulicy Instytutowej Nr 20), — jakby oszalał z radości i jakby zdumiony księżyc jeszcze chcąc bardziej zadziwić, trysnął żywym płomieniem i klasnął tak, że mróz poszedł po kościach.
— Djabli wzięli czwartego! — zaraportował balkon naszego domu, krótko i skromnie.
Wśród napastników powstał podejrzany ruch; część zeszła z pozycji poza ochronę murów i poczęła radzić; nasza pikieta na balkonie zmieniła się cała w ucho, lecz nie usłyszała nic, po kwadransie jednak obwieściła skutek złodziejskiej narady:
— Wiozą karabin maszynowy!
Wiadomość głupia i nieprzyjemna. Zaczyna być gorzej, a do świtu jeszcze dość daleko; sprawa zaczyna pokrywać się mrokiem, księżyc, nisko wiszący, wytrzeszczył zalękłe oczy. Łotrom z ulicy uczyniło się lepiej, zaczynają działać szybko i nerwowo. Ustawili łajdackie narzędzie nawprost domu, na bruku ulicy, tak jednak, że słabo był osłonięty; specjalista legł tak, że ledwie go dojrzeć można („Wierni go towarzysze płaszczami okryli“) i począł oszalałą swoją robotę.
Uczynił się sądny dzień; rzucamy pełnemi garściami groch kul dudnił po ścianach, tłukł