Strona:Radosne i smutne.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 188 —



mnie wolno, co Włochom odjęło kłopot brania mnie do niewoli i ocaliło im niejeden litr wina.
Inne jednak moje przyjacioły uważały, że przeszedłszy takie koleje, mam zapewne dość wojskowego doświadczenia i namówiły mnie, abym napisał tomik wierszowany dla żołnierza polskiego p. t. „Piosenki żołnierskie“. Stało się. Napisałem niepotrzebnie dwadzieścia książek. a tę książczynę mizerną kocham najwięcej, a jednak żadnej tak nie kląłem, jak to właśnie biedactwo na trzydziestu stronach. Z jej powodu teraz naprawdę nie mam już serca, bo je wydałem lekkomyślnie i porozsyłałem w listach do żołnierzy na wszystkie strony.
A wszystko z powodu tej niemądrej książeczki, wydanej przez „Żołnierza Polskiego“. Djabeł mnie jakiś, zapewne stary wojskowy, skusił, że we wstępie do niej napisałem takie dwie strofy:

„W Warszawie mieszkam (Widok trzy)
Z mizerną mą chudobą,
Gdzie czasem w śmiech przemieniam łzy
I tęsknię wciąż za tobą.

Przyjdź bracie, kiedy smutny, sam
Dostaniesz urlop W święta:
Piosenkę znajdę, wino mam,
A zbiegną się dziewczęta...“