Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rękę, zgoła bez zlecenia Olgi Weleckiej. W każ­dym razie nie znalazła niczego podejrzanego. To też gwizdałem wesoło, idąc zwolna wzdłuż rzeki. Widok był niezwykle interesujący. Statki brały ostatnie ładunki, zanim mróz zetnie w lód srebrzyste fale.
Na placu Admiralicji prześcignął mnie baron Friedrich, uśmiechając się i dając znaki.
— Ach! — wykrzyknął. — Nie spożyjemy już tedy wspólnie tak miłego lunchu, kochany pułkowniku, gdyż chcesz nas pan opuścić jutro!
— Tak jest! — odparłem. — Ale skąd pan wiesz o tem? Oddałem kartę pobytu przed dwu zaledwo godzinami.
— Po dłuższym pobycie przekonałby się pan, że wiem wszystko i to jest całem zbawieniem mojem!
Podczas tej rozmowy, dreptał obok mnie, czyniąc dwa kroki na mój jeden.
— Wrócisz pan do nas później, w sezonie? — spytał.
— Tak jest! — odparłem. — Narazie wzywają mnie do Paryża pilne sprawy!
Chciałem mu wyjaśnić bliżej przyczynę mego nagłego wyjazdu, ale przerwał ze śmiechem, mówiąc:
— Ważne sprawy w Paryżu? To dobrze, to bardzo dobrze! O, ten nicpoń, Sasza!