Wschodniej i Bliskiego Wschodu p. t. Puszkin 1837—1937, Kraków 1939.
A. BRÜCKNER
Przeciw kartom Ustępu, ociekającym krwią i łzami, nabrzmiałym nienawiścią i szyderstwem, wydaje się scena przed pomnikiem, jakiemu do dziś na północy równego nie ma, niby idyllą poważną a pogodną, pełną trafnych uwag raczej mędrca niż poety. Uwagi te włożył Mickiewicz Puszkinowi w usta, przy czym tak go dokładnie ucharakteryzował, że nikt nigdy o identyczności Puszkinowej ani wątpił. Z czasem mnie jednak zraziła i zbytnia poufałość owej sceny i tenor uwag. Puszkin, nadzwyczaj wylewny wobec ziomków, przestrzegał podwójnej ostrożności, szczególnie co do rzeczy ruskich, wobec cudzoziemca, za jakiego «Lacha Mickiewicza» zawsze uważał. Chociaż zaś płaszcz poetyczny zastąpił miejsce prozaicznego parasola, niemożliwego w wierszu, nie odpowiadał mi on nieco pańskim nawykom wnuka Hanibalowego. I pomyślałem najdowolniej, czy nie ukrywa się pod owym słynnym na całej północy poetą któryś inny, a na to nadawałby się najlepiej Rylejew, którego niegdyś Puszkin obawiał się jako spółzawodnika i żałował, że go w pojedynku nie sprzątnął. W czasach zaś, kiedy dla rządów Pawłowych i Aleksandrowych wiele o Cezarach myślano i prawiono, a Rylejew właśnie i na tym polu sił skutecznie próbował, nie byłaby u niego paralela pomnika Piotrowego a Markowego (w osiemnastym wieku pewnie by się w Rozmowach Umarłych spotkali) czymś niemożliwym. Nie byłoby też nic dziwnego, gdyby Mickiewicz usta Rylejewa, zaniemiałe na zawsze, wymienił na usta żywego poety, co nierównie efektowniejsze, szczególnie skoro Puszkin tam stanął, dokąd Rylejew ani sięgał.
Tak wpędziłem siebie, a nawet niejednego innego, w błędne koło, niemożliwe wobec wyraźnych wskazówek na Puszkina samego. Ale zachodziła pewna trudność: jeśli to były istotnie uwagi wypowiedziane przez Puszkina wobec pomnika, czy nie byłoby