Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

naprzeciw Wierzejki, stanął w postawie wyzywającéj.
— Do jakich mnie liczą, mości Wierzejko, nie wiem — rzekł — ale że waszmości rachują do tych co gotowi unguibus et rostro popierać co księżna Barbara rozkaże, o tém świat cały wie.
Rozśmiał się. — Wierzejko zapłonął cały.
— Myślisz waść żeś mi tem łatkę przypiął? — rzekł. — Co czynię tego się nie wstydam! Książęcy byłem, jestem i będę, a komu to solą w oku niech...
Niedokończył jakoś rozgniewany gość i ze stołka się porwał.
— Ja tego do siebie nie biorę — zaryhotał Iwanowski, nie uląkłszy się ani brzęku szabli ni nasrożonéj miny. — Jeżeli waćpanu z tém dobrze, co komu do tego! Czyj się chleb je, na czyim wózku jeździ, tego piosnkę się śpiewa.
Wierzejko, któremu chciało się awantury, żuł coś w ustach, nie mogąc znaleźć czémby w oczy rzucił przeciwnikowi.
— Choćby was nie dwóch było a dziesięciu — szydersko począł do czapki się biorąc — Iwanowscy i Leńkiewicze mizernego nawet Żywulta nie zjedzą. Za biednym stoi heroina nasza, cnoty wielkiemi jaśniejąca, JW. księżna wojewodzina.... a gdzie ta cnotą swą i rozumem sławiąca się pani idzie, tam i drudzy z oczyma zamkniętemi mogą! Nie wstyd!
— Próżne wasze zabiegi i roboty, nie zwycięży Borkowska, choćby wszyscy panny Tekli adoratorowie za jéj sprawą biegali.