Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

serwę nie kupował wina, musi być lekkie i nie kwalifikujące się do lochu tylko do brzucha. Trzeba mu je wypić, aby nie skwaśniało.
— Pijcie zdrowi — odparł Leńkiewicz — ale patrzcie aby „bajramowanie“ nie skończyło się tak jak kasztelanowi Mińskiemu, który z niego zmarł.
— Ale ba! — zaśmiał się Czyż — albo wszyscy nie poumieramy? A to kwestya czy od bajramowania mu się skończyło, czy że niedopił, bo widzisz asindziéj, kto zwykł do wina, temu niema nic szkodliwszego nad pozbawienie go nagłe. Zatém — dokończył już ruszając się — idę do Brunaka aby losowi Józefowicza nie podpaść.
Po odejściu Czyża, z którym się poważnie rozmówić nigdy nie było można, Leńkiewicz nie wielce ufając powieści jego, poszedł do Ludwika Kościuszki miecznika brzeskiego, i deputata, statecznego człowieka, szukając u niego pewniejszego języka.
Miecznik mu potwierdził to, iż nazajutrz wszyscy deputaci zaproszeni byli do horodniczego, w istocie, jak ów powiadał, dla ważniejszéj niż osobista sprawy.
Czuł w tém jakąś zasadzkę Leńkiewicz, a ponieważ deputaci in gremio, jak się okazywało, byli wezwani — uznał się tém dotkniętym, że jego wyłączono — jako owcę parszywą. Niezwykł się on był tak bardzo o lada jakie uchybienie względem siebie upominać — lecz szło mu o pannę, bo czuł,