Przejdź do zawartości

Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nauczycielowi aż dech zaparło. Bezradnie powiódł wzrokiem po klasie, jakby tam szukał ratunku. Pomruki uczących się ustały, cała klasa była przekonana, że Tomek zwarjował. Nauczyciel zapytał:
— Co? coś powiedział?
— Zatrzymałem się, aby pomówić z Huckiem Finnem.
Słów tych nie można było nie zrozumieć.
Tomaszu Sawyer, to jest najbardziej zdumiewająca odpowiedź, jaką kiedykolwiek uszy moje słyszały! Karą za to może być tylko kij! Ściągaj bluzę!
Ramię nauczycielskie pracowało do znużenia; potem energja kija poczęła słabnąć, Wreszcie padł rozkaz:
— A teraz marsz na stronę dziewcząt! A niech ci to będzie przestrogą na przyszłość!
Śmiech, który przeleciał po klasie, zdawał się bardzo chłopca upokarzać, w rzeczywistości jednak był to raczej zewnętrzny wyraz jego bezgranicznego uwielbienia dla tej nieznajomej boginki i onieśmielającej radości, wywołanej niesłychanem szczęściem. Usiadł na skraju sosnowej ławki, a dziewczynka odsunęła się od niego, ostentacyjnie odwracając głowę. Szturchańce, porozumiewawcze znaki, szepty biegły po klasie wzdłuż i wszerz, ale Tomek siedział spokojnie, z rękoma na długim, niskim pulpicie i wzrokiem zatopionym w książce. Powoli uwaga powszechna odwróciła się od niego i zwykłe pomruki szkolne rozbrzmiały w klasie.
Chłopiec począł rzucać na dziewczynę ukrad-