Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łaknął takiej strawy, ale z drugiej strony nie można wątpić, że całe jego jestestwo nieraz rwało się do sławy i blasku, jaki nagroda taka ze sobą przynosiła.
Superintendent stanął przed kazalnicą z zamkniętym psałterzem w ręku, wsadziwszy palec wskazujący między kartki — i wezwał dzieci do uwagi. Gdy superintendent szkółki niedzielnej ma wygłosić swoją zwyczajną krótką naukę, wtedy psałterz jest w jego ręku tak niezbędny, jak nuty w ręku śpiewaka, który staje podczas koncertu na estradzie, by zaprodukować się przed publicznością solowym śpiewem. Dlaczego tak jest, pozostanie wieczną tajemnicą, bo ludzie ci nie otwierają nigdy ani psałterza, ani nut.
Superintendent był szczupłym, trzydziestoletnim mężczyzną, z rudą kozią bródką i krótkiemi rudemi włosami; górny brzeg sztywnego, stojącego kołnierzyka kroił mu uszy, a ostre, wygięte końce wyłaziły wgórę aż do kącików ust; był to rodzaj parkanu, który zmuszał go do patrzenia zawsze tylko prosto przed siebie i do obracania się całem ciałem, gdy trzeba było spojrzeć wbok. Broda jego była podparta rozłożystym krawatem, równym co do długości i szerokości serwecie, i miała wystrzępione końce. Noski jego butów były według ówczesnej mody wygięte wgórę, przypominając płozy sań. Młodzi strojnisie dochodzą do takich rezultatów w ten sposób, że siedzą cierpliwie z wielkiem zaparciem się godzinami całemi, przyciskając końce butów do ściany.
Pan Walters był człowiekiem dobrodusznym