Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Huck szukał wszędzie, ale nic nie znalazł. W tedy Tomek podszedł z dumną miną ku zbitej gęstwie krzaków i rzekł:
— Tu! Patrz! Niema chyba drugiej tak cudownie ukrytej dziury na całym świecie. Tylko trzymaj język za zębami! Ciągle noszę się z zamiarem, aby zostać zbójcą, ale brakowało mi właśnie czegoś takiego, gdzie możnaby się kryć, będąc w opałach. Teraz już mamy i nikomu o tem ani piśniemy, dopuścimy do tajemnicy tylko Joego Harpera i Bena Rogersa — bo widzisz, trzeba zebrać bandę, bez tego bowiem sprawa nie miałaby właściwego stylu. „Banda Tomka Sawyera“! To brzmi wspaniale, prawda, Huck?
— O tak, wspaniale! A kogo będziemy ograbiać?
— Mój Boża... każdego... Będziemy czatować na przejezdnych... tak się to zwykle robi.
— I zabijać ich?
— Nie... nie zawsze. Będziemy ich zamykać w pieczarach, póki nie złożą okupu!
— Co to jest okup?
— Pieniądze. Przyjaciele ich będą musieli płacić nam, ile tylko mogą. A jeżeli po upływie roku okupu nie będzie, wtedy będziemy ich zabijać. Taka jest zasada. Nie zabija się tylko kobiet. Zamyka się je, ale nie zabija. One są zawsze śliczne, bogate i okropnie lękliwe. Zabiera się im zegarki i tak dalej, ale zdejmuje się przed niemi kapelusz i rozmawia się z wyszukaną uprzejmością. Nikt nie jest tak grzeczny jak zbójca, o tem możesz się z każdej książki dowiedzieć. Potem kobiety zako-