Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

glas, ale Tomek twierdził słusznie, że był tam jeden punkt, o którym mu nic powiedzieć nie mogli. I właśnie w tej sprawie chciał z nim teraz pomówić. Oblicze Hucka było bardzo zasępione.
— Wiem już, o co chodzi, — rzekł. — Poszedłeś pod numer drugi i nie znalazłeś nic prócz wódki. Wprawdzie nikt mi nie powiedział, że to byłeś ty, ale odrazu, gdy mi tylko opowiedziano o tej historji wódką, wiedziałem, że to tylko ty mogłeś być. I odrazu się domyśliłem, że pieniędzy nie znalazłeś, bo gdybyś je znalazł, to byłbyś mi z całą pewnością dał jakoś o tem znać, choćbyś to wobec każdego innego trzymał w tajemnicy. Tomku, coś mi mówi, że my już nigdy tego skarbu nawet nie powąchamy.
— Co ty wygadujesz, Huck! Nigdy nie robiłem doniesienia na właściciela gospody! Przecież wiesz, że w sobotę, kiedy się wybierałem na tę wycieczkę, wszystko tam było jeszcze w zupełnym porządku. Czoś zapomniał, że miałeś tam w sobotę w nocy stać na warcie?
— Nie zapomniałem! Zdaje mi się, że odtąd już cały rok upłynął. To było przecież tej samej nocy, kiedy szedłem krok w krok za Joem aż do domu wdowy.
— Szedłeś za nim?
— Tak, ale słuchaj: ani słowa! Jestem pewien, że mieszaniec pozostawił jakichś przyjaciół, nie chcę ich ściągać na siebie, boby mi mogli kark skręcić. Przecież gdyby nie ja, byłby sobie teraz najspokojniej siedział w Texas.
I Huck w zaufaniu opowiedział całą swą przy-