Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sądem, świadcząc przeciw temu łaknącemu krwi wyrzutkowi.
Duży nóż Indjanina leżał przy nim ze złamaną klingą. Olbrzymi próg drzwi był z nieopisaną wytrwałością prawie cały zestrugany; ale był to daremny trud, gdyż nazewnątrz próg stanowiła żywa skała, której twardości nóż jego żadną miarą nie mógł podołać i musiał się złamać. Ale nawet gdyby kamień nie stanowił tej zapory, to i tak praca Joego na nicby się nie przydała; choćby całą belkę potrafił usunąć, nie zdołałby się przecisnąć pod drzwiami. I musiał o tem dobrze wiedzieć. Strugał tylko i dłubał, byle coś robić, byle sobie skrócić okropne chwile, wlokące się z bezlitosną powolnością, byle jakiemkolwiek zajęciem zagłuszyć mękę. Zazwyczaj można było znaleźć z pół tuzina ogarków świec, porzuconych przez turystów przy wejściu; teraz nie było ani jednego. Więzień pozbierał je i pozjadał. Musiał także chwytać nietoperze i jeść je żywcem, o czem świadczyły leżące na ziemi ich pazury. Biedak umarł z głodu. W jednem miejscu, tuż obok niego, w ciągu długich wieków wyrósł z ziemi stalagmit; utworzyły go krople wody, spadające ze stalaktytu, wiszącego u góry. Więzień ułamał czubek stalagmitu i położył na nim kamień, w którym wydrążył małe wgłębienie i chwytał w ten sposób cenne kropelki, które skapywały raz na dwadzieścia minut z dokładnością wahadła zegara — dając w ciągu całej doby maleńką łyżeczkę. Krople te ściekały, gdy budowano piramidy; gdy zdobywano Troję; gdy zakładano Rzym; gdy krzyżowano Chrystusa;