Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiadał o obcięciu uszu i rozpłataniu nozdrzy, myślałem, że trochę przesadzasz, bo biali nie mszczą się w ten sposób. Ale Indjanin, to co innego.
Podczas śniadania rozmowa trwała dalej i Wallijczyk opowiedział, że zanim udał się z synami na spoczynek, zabrali jeszcze latarnię i zbadali parkan wdowy wraz z najbliższem otoczeniem, czy nie odkryją śladów krwi. Ale ich nie było, znaleźli tylko spore zawiniątko z...
— Z CZEM?
Gdyby słowa były błyskawicami, nie mogłyby z większą szybkością wypaść z pobielałych ust Hucka. Źrenice chłopca rozszerzyły się, oczy patrzały z przerażeniem, oddech zamarł — w takim stanie czeka! odpowiedzi. Wallijczyk urwał, wpatrzył się w chłopca... trzy sekundy — pięć sekund — dziesięć — wreszcie odpowiedział:
— Zawiniątko z narzędziami do włamywania. Ale co się z tobą dzieje?
Huck opadł bezwładnie na krzesło, oddychając ciężko, ale z uczuciem niewysłowionej ulgi. Wallijczyk popatrzał na niego poważnie, potem powtórzył:
— Tak, z narzędziami do włamywania. To ci, zdaje się, mocno ulżyło. Ale co cię tak poderwało? A ty co myślałeś? Co miało być w zawiniątku?
Huck znalazł się znowu w opałach. Badawcze oko ciągle spoczywało na nim. Dałby nie wiedzieć co za to, aby znaleźć w głowie materjał do jakiejś odpowiedzi, którąby można było przyjąć za prawdę. Ale nic takiego nie przychodziło mu na myśl. A badawcze oko sondowało go coraz głębiej i głę-