Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic. Nie wiem o niczem, — odparł Tomek, ale ręka tak mu drżała, że rozlał kawę.
— I wygadujesz takie głupstwa! — ciągnął Sid. — Ostatniej nocy wołałeś: „To krewi To krew! Widzicie przecież, że to krew!“ Ciągle to powtarzałeś. A potem wołałeś znowu: „Nie męczcie mnie tak! Powiem wszystko!“ Co powiesz? Co miałeś zamiar powiedzieć?
Tomkowi zawirowało przed oczyma. Niewiadomo, coby się z nim stało, gdyby w tej chwili z twarzy ciotki nie znikł badawczy wyraz i gdyby nie powiedziała łagodnie, przychodząc mu tem samem z pomocą:
— Tak, tak! To przez to okropne morderstwo! Ja sama nieraz miewam takie straszne sny na ten temat! Czasem śni mi się nawet, że ja to zrobiłam.
Mary wtrąciła, że i ona jest tem zabójstwem niezmiernie przejęta. Sid udał, że mu to wyjaśnienie wystarcza.
Tomek oddalił się, jak mógł najszybciej. Potem przez cały tydzień uskarżał się na ból zębów i codzień przed pójściem spać owijał sobie twarz chusteczką. Nie domyślał się jednak, że Sie śledził go bacznie, że często w nocy zsuwał mu z twarzy chustkę i podsłuchiwał długo jego majaczeń, a potem zpowrotem zakładał mu chustkę.
Powoli niepokój wewnętrzny Tomka począł znikać, rzekomy ból zębów stawał coraz niewygodniejszy i został wreszcie zarzucony.
Jeżeli Sidowi udało się dojść jakiegś związku w bezładnych pomrukach Tomka w nocy, to zacho-