Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nań i wypuścił z przerażeniem. Wstał, spychając z siebie ciało zabitego, przez chwilę nie mógł oderwać od niego oczu, następnie począł wodzić dokoła błędnym wzrokiem. Spotkał się z oczyma Joego.
— Boże! Co to znaczy, Joe? — zapytał.
— To bardzo niemiła sprawa! — odparł Joe obojętnym tonem. — Dlaczegoś to właściwie zrobił?
— Ja? Ja tego nie zrobiłem! Nigdy!
Gługie gadanie! To ci się na nic nie przyda!
Potter zatrząsł się i zbladł.
— Myślałem, żem już wytrzeźwiał. Że też musiałem tyle chlać dzisiaj wieczór! Jeszcze teraz mam to w głowie, więcej, niż kiedyśmy się tu wybierali. Jestem tak otumaniony, niczego sobie nie mogę przypomnieć. Powiedz mi, Joe, ale uczciwie: czyja to naprawdę zrobiłem? Jak Bóg na niebie, ja tego nie chciałem, na zbawienie duszy, nie chciałem tego! Joe, powiedz, jak to było? Och, to okropne! I taki młody, z przyszłością!
— Poprostu biliście się ze sobą, on cię trzasnął wiekiem trumny i zwaliłeś się jak długi; potem podniosłeś się, jeszcze się trochę chwiejąc i zataczając, porwałeś nóż i wpakowałeś mu go w pierś, właśnie gdy spadał na ciebie drugi cios. I tak leżałeś tu, w tem miejscu, martwy jak kłoda, aż do tej chwili.
— Ach, ja nie wiedziałem, co robię! Niech skonam natychmiast, jeżeli wiedziałem! Tak, tak, wszystkiemu winna ta przeklęta wódka i złość, w ja-