Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 175.djvu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zaległa cisza, którą przerwał Bompard, mówiąc spokojnie:
— Przy wycieczkach na Cimborasso nie używaliśmy liny, przechodząc przez gardziele.
Taraskończycy spojrzeli nań osłupiali. Ta taraskonada przekraczała granice przyzwoitości.
— To straszny człowiek z tego Bomparda — szepnął zcicha Pascalon.
Ale ojciec Baltet, biorąc na serjo Cimborasso, zaprotestował żywo przeciw lekkomyślności tego rodzaju. Jego zdaniem, bez liny, tura lodowcowa jest wprost niemożliwą i to liny muszą być silne, czysto manilowe. Na wypadek obsunięcia się jednego turysty, drudzy mogą go ratować.
— O ile lina nie urwie się, panie Baltet! — zauważył Tartarin, wspomniawszy katastrofę Mont-Cervin.
Przewodnik rzekł, ważąc każde słowo:
— Na Mont-Cervin nie zaszedł wypadek zerwania się liny, proszę pana. Linę przeciął przewodnik, idący na tyłach, cięciem oskarda!
Tartarin oburzył się strasznie.
— Za pozwoleniem! — odparł Baltet. — Przewodnik miał wszelkie prawo tak postąpić. Przekonawszy się, że nie zdoła utrzymać ciężaru wszystkich turystów, przeciął linę, by ocalić życie własne, życie swego syna, oraz życie jednego jeszcze człowieka, którego prowadził. Gdyby się był zawahał sekundę, miast czterech ofiar, byłoby siedem.
Wszczęła się ożywiona dyskusja. Tartarin był zdania, że związanie się z kimś liną, równa się w zupełności słowu honoru, danemu na to, że towarzysze podróży mają żyć lub umierać razem. Podniecony własną wymową, oraz obecnością dam, poparł swe twierdzenie przykładem i zawołał:
— W myśl tego com powiedział, wiążąc się