Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 029.djvu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i jakby wykutej prostackiemi ciosami siekiery. Przypominał potrochu Tyberjusza i Karakalę na starym medalu. Zawiści owej, będąc wylanym i impulsywnym taraskończykiem, nie mógł nawet ukryć i często wyrywało mu się wyznanie: — Ach, nie wiecie panowie, jak mnie to gnębi!
Oczywiście, Costecalde był współzawodnikiem Tartarina. Tyle sławy dla jednego człowieka! On... wszędzie on, zawsze pierwszy! — mruczał pod nosem. I jak termit, wgryzający się w złocone drzewo, z którego wyrzeźbiony jest bożek, od lat dwudziestu toczył od środka tę sławę, ten tryumf, to uznanie powszechne wielkiego męża. Drążył, gryzł, powoli z wysiłkiem i jak dotąd — ciągle daremnie.
Kiedy wieczorem w klubie Tartarin opowiadał o swych przygodach ze lwami, oraz przedstawiał podróże po Saharze, Costecalde uśmiechał się podejrzliwie w milczeniu i potrząsał z niedowierzaniem głową. Zaprzeczał mu ten, czy ów:
— Ależ, pomyśl, Costecalde... wszakże przywiózł skórę... Wisi w salonie klubu... Jest prawdziwa...
— Cóż u djaska, — odpowiadał — myślisz, że niema handlarzy skór w Algierze?
— Ależ są tam ślady kul ...okrągłe dziury w głowie!
— He... co?... Czyż w czasach naszych polowań na kaszkiety nie było u wszystkich kapeluszników miasta kaszkietów z gotowemi dziurami i potarganych, które kupowali niezręczni strzelcy?
Nie ulega wątpliwości, że stara sława Tartarina stała powyżej tych nikczemnych insynuacyj. Ale mocno ucierpiała sława świeża, sława alpinisty, bo Costecalde, rozwścieczony, iż go wybrano prezesem nowego Klubu Alpinistów, nie krępował się wcale i głośno krytykował wybór człowieka „ociężałego wiekiem” i rozleniwionego bardzo pobytem w Al-