Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szybując tuż obok niej, bił ją gwałtownie swemi skrzydłami.
— Wężu! — wrzasnął z całej siły.
— Nie jestem wężem! — odpowiedziała Alinka z oburzeniem — proszę, zostaw mnie w spokoju.
— Wężu! — powtórzył gołąb, dodając z westchnieniem: — daremne są wszelkie moje wysiłki. Wiłem gniazdo i u korzeni drzew i na wybrzeżach, i u płotów — wszystko napróżno. Przed wężem schronić się niepodobna. Nie dosyć trudu wysiedzieć z jaj dzieci, trzeba jeszcze stać na straży przed temi gadami całe dnie i noce. Przez ostatnie trzy tygodnie, prawie że oka nie zmrużyłem. I teraz, gdy wybrałem sobie najwyższe drzewo w lesie, sądząc, że się nareszcie od tych drapieżników uwolnię, one niewiadomo skąd, chyba z obłoków spuszczają się na moje gniazdo. Brr... wężu! niedobry wężu!
— Zapewniam cię, że nie jestem wężem — zaręczała dziewczynka — jestem... jestem...
— A więc mów, kim jesteś? — nacierał gołąb. — Silisz się, jak widzę, na jakieś kłamstwo!
— Jestem... jestem... małą dziewczynką.
— W ciągu mego żywota niejednokrotnie widywałem młode panienki, żadna atoli nie miała takiej długiej szyi jak ty. Nie wmówisz