Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Obejdę naokoło i dostanę się przez okno — rzekł królik głośno.
— To ci się nie uda — pomyślała Alinka. Czekała, aż zmiarkowała, iż królik jest pod oknem, poczem zrobiła ręką ruch w powietrzu.
Nie uchwyciła nic co prawda, usłyszała jedynie drobny pisk oraz brzęk tłuczonego szkła, a uszu jej dobiegła rozmowa.
— Pat, pat — gdzie jesteś?
Głosik zaś, którego dotąd nie słyszała, odpowiedział.
— Jestem tutaj, układam jabłka na zimę.
— Lepiej pomógłbyś mi wydostać się stąd.
Poczem nastąpił ponowny brzęk tłuczonego szkła.
— A teraz powiedz mi, kto tam jest w oknie?
— To jest ręka, na honor!
— Ręka, o dudku, któż widział rękę takich rozmiarów. Wszak zapełnia całe okno.
— Nie przeczę, jednak jest to ręka — powtórzył głosik piskliwy.
— Być może, w każdym razie jest ona tam zbyteczną, więc usuń ją, proszę.
— Kiedy nie mogę, nie mogę!
— Rób jak ci każę, tchórzu! — wołał królik!
Teraz dziewczynka silnie poruszyła ręką. Tym razem rozległy się dwa «ach!» i nowy brzęk tłuczonego szkła.
— Ciekawa rzecz, co teraz uczynią, aby