Strona:Przybłęda Boży.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeszłości, ułożą się pokornie i czujnem uchem bacznie nasłuchują:
Co to? Prosty temat wpłynął łagodnie, nowy, nieznany, nakryty tercjami — Boże — czy to — czy...
I nagły okrzyk powitalny, w którym się wyraźnie słyszy słowa: „Tak! Oto jesteś!“ (Beethoven sam tej frazie recytatywu podłożył słowa: „Ha, dieses ist es!“) Cztery radosne krzyknięcia zwiastują nieomylnie, że rodzi się ta właśnie pieśń oczekiwana! Ciężkie smyczki są uroczyście wzburzone: biegną w dół pośpiesznie, usuwają się, widocznie chwytają temat, a gdy zagrzmiały otwierające salwy akordowe, —
pojawiają się nasamprzód same kontrabasy (Allegro assai), przemienione, świetlano uśmiechnięte, z całą melodją na szerokich dłoniach. Potem im w sukurs przychodzą wiolonczele, altówki, skrzypce, fagot, zaczyna się kontrapunktyczna dzierganina, pierwsza warjacja, — lecz nasamprzód idzie melodja spokojna, unisonowa, jawna. Melodja jest wątła i nieochłonięta. Zrazu budzi... rozczarowanie, to samo, które omracza prostotę prastarego hymnu lub antyfony liturgicznej: tylko to? tylko tyle...? Melodja prawie nie wykraczająca z szczupłego koryta kwinty, naiwna i niewymyślna jak piosnka górskiego ludu. Możnaby ją nucić i po trzech dniach osłuchałaby się do znudzenia.
Tak. Nie w melodji rzecz i nie w wymyślności tematu, ale w jego uświęceniu: w jego przepaleniu Wiarą: prześwietleniu Nadzieją i zapoteozowaniu Miłością. Podany był z całą ufnością, jak się człowiek rodzi: nagi, bezbronny, cały. Ale zarazem, jak człowiek zrodzony: czysty, bez krzty fałszu, bez atomu nabytego. Teraz się rzeźbi w twardej pracy; orkiestra go kształci, wychowuje na temat pełny i dorosły. I gdy po raz czwarty wraca w forte tutti, w trzeciej warjacji, na rycerskim rytmie mocy — wówczas już