Strona:Przybłęda Boży.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzbogaca dziką ekspresję scherza. Fagot w ciężkich i bekliwych staccatach wystukuje motyw naczelny, człapią za nim oboje i klarnety w drgających podskokach, potem flety przypiskliły się — raptownie urywa się wszystko... i w dziurę wpadają tympany głośnym, głuchym rytmem f! — motyw dalej niosą ciche waltornie, a w ich złotych zwojach tworzą się rzewne, okrągłe dźwięki niesłychanym blasku — znowu w pustce ciosy kotłów! — potem altówki, potem z waltornią zbrata się soczysta trąba — sempre pianissimo — dyskretne akcenty rogów sugerują szaloną dal — i niesłabnące tempo wpada znowu w akcentację czterotaktową, gwałtowne crescendo nabrzmiewa zbiorową potęgą i huczy urywanym pulsem szalonego tutti. Drugi rozdział scherza powtarza się w całości.
Nowa fala cichego rytmu nieoczekiwanie wpada w obcą rzekę: w kilku brutalnych szarpnięciach porwana jest na strzępy, zgładzona w ostrych razach czteroćwiartkowego taktu! Trio w postaci Presta; z nagłego wiru tylko puzon ocalił jedną nutę d i trzyma ją aż w nową tonację: fagot cicho wydudla swoje staccata, a w uśmiechniętem d-dur zjawia się obój, z tak niewyszukanym, łagodnym, zmieszczonym w ramie kwinty, ubogim i naiwnym tematem, że wszyscy się dziwią. Prawie fujarkowa, krótka melodyjka, coś niby kręcący się wkółko, beztrosko dreptany kozaczek. I on obracany jest zewsząd i w orkiestrze przechodzi z rąk do rąk. Coda wspomina pierwszy temat scherza, znów go łamie na drzazgi; wkońcu skrzypce i waltornie trzymają akord pedałowy d-dur, tak poważnie wtórując lekkiemu tematowi, który sączy się teraz przez nosową krtań fagotu — szarpnięta ostro pauza — i w kilku bezwzględnych grzmotnięciach zerwany jest cały obraz, scherzo zmazane jakby w nagłym porywie złości.