Strona:Przybłęda Boży.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rjacje nad warjacjami, modelowane z doskonałością Fidjasza, Platona i Lionarda. Zwołaj najgłębiej huczące gromy organów, najcichsze zadumy nieuczonego serca, najjaśniej księżycowe nokturny tęsknoty, najżarliwsze chorały modlitewne i najsamotniejsze śpiewki chłopięce z oddalonej hali — przetop je w tyglu miłowania i proch posyp na głowę — a może wówczas, gdybyś miał chwilę łaski jedynej, ukaże ci się muzyka, jak ta Arietta.
Pierwsza warjacja jest nerwowa, oszołomiona ostatecznością tej prostoty: zaniepokojona, nie może znaleźć wielkiego wyrazu. Druga zmienia rytm (6/16), jest wyższa, przelewa temat z ręki do ręki, wyokrągla się w kształcie, który już cień rzuca jak cały ląd. Trzecia przemiana (13/32) ma ręce rozwiązane: spotężnia skalę, w pierś przyjęła orgjastyczną moc i przestrzeń wymiata od bieguna do bieguna — na przyjście czwartej. Ta na ugłaskanej monotonji rozłożonych kwint i oktaw (9/16) postępuje uroczyście, okryta muślinem cichych pasaży, a wszystkie oczy w nią są utkwione. Malowana jest w tonie ciemnym, żywym jak soczystość starego złota. Wolno rozwija się na niełączonych akordach, w nieustannych zmniejszeniach harmonicznych, dostojna i wysoka. Potem drżą trele szczęścia, jasność wibruje, trzy bemole wprowadzają przemienną poświatę — i skasowane, otwierają okno na nową warjację, na drżeniu arpedżjowanych figur. I w przeniknięciu ostatecznych jasności zawisa na wysokim trelu gwiazda zbawienia, migocąc wiecznością, temat Arietty pod nią sączy się ostatni raz kroplami przeognienia, to góruje nad nią — i już nie kończy — już się przewiecznił i utonął w nadpamięci — najcichsze pasaże powieją za nim i na gasnącej harmonji c-durowej zamrze Ostania Sonata.
Tak zwieńczona została budowla Sonat, testament, który dziedzictwem najwyższem zapłodnić miał wszyst-