Strona:Przybłęda Boży.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prowadzonym dwugłosem reweransów. Sentymentalne Trio w ciągłości swej kantyleny, na tle skaczących triolek wiolonczelowych, ma czar najpiękniejszego marzenia; odważne sploty harmoniczne rozpływają się we łzach wzbierających kilkakrotnie, w czarownie wygładzającem się diminuendo.
Finale, Allegro vivace, podejmuje humor pierwszych dwóch części w śmiesznie chybotliwych, łaskoczących triolkach, przedrzeźnianych przez flety i oboje. Zjawiające się potem triole kwintowe mają tak szelmowską minę, że nie dziwisz się, iż zmykają, a ich ostatnie c grzmotnie nagle unisonowem cis, tutti, przynoszącem temat w rozgłośnem powtórzeniu, które brzmi teraz marszowo-buńczucznie. Wszystkie duszki śmiechu i zachwytu zbudziły się, zbiegły w rozbawiony korowód i wytrząsają z siebie co sił wszystką energję psotną, prędzej, prędzej, bo czasu mało, a w takiem życiu nieczęsto gratki takie się nadarzają. Czarownie liryczny temat drugi w as-dur zamknął im na chwilę usta; po skrzypcach obój rozwija go z pięknym naddatkiem. Po powtórzeniu go w c-dur zjawia się flet z nowym motywem, synkopicznie akcentowanym w ociężałych tercjach. Igraszka rośnie, zewsząd płyną jej w sukurs świeże oddechy, wesołość przeistacza się w dionizyjskie rozpasanie, rozłożone oktawy staccatowe pomnażają tę niepewność stania na nogach. Wszystko powtarza się raz jeszcze, w silniejszej atmosferze, w której liryczny temat brzmi prawie jak refleksyjna wymówka jedynego smutnego serca. Wracają łaskoty filuterne, triolki z za czegoś chichoczą, to tu, to tam, kontrapunktyka święci niebywałe triumfy wszechwładnej ornamentacji, niewyczerpanego bogactwa. W dwóch przytrzymanych pauzach półnutowych czają się całe światy wesołych salw i parsknięć. Wszystkim narzędziom śmiechu przewodzi komik no-